Kultura Polityka

Historia filipińskiej wojny z narkotykami, czyli szwadrony śmierci i wyroki bez sądu

Prezydent Rodrigo Duterete

Filipiny, z pozoru spokojne wyspiarskie państwo, jeszcze do niedawna było miejscem niezwykle krwawej wojny z narkotykami, w wyniku której śmierć poniosły tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy osób – często przypadkowych. Były prezydent, który zapoczątkował wojnę totalną” z dilerami, dawał podejrzanym wybór – leczenie albo rozstrzelanie. Niedługo potem nie było już nawet wyboru – była śmierć na miejscu, bez sądu, bez dociekania prawdy.

Rodrigo Duterte miał uwolnić Filipiny od narkotyków…

Filipiny – ważny szlak na międzynarodowej trasie przemytniczej

Filipiny ze względu na swoje położenie geograficzne w drugiej połowie XX wieku stały się węzłem tranzytowym na szlaku narkotykowym. Nic więc dziwnego, że państwo musiało walczyć z licznymi gangami, które swoją obecnością nękały uczciwych obywateli i deprawowały młodzież.

Nielegalny rynek substancji zabronionych: kokainy, metaamfetaminy czy marihuany, szczególnie rozwinął się w pierwszej dekadzie XX wieku. Według raportu U.S. International Narcotics Control Strategy wartość nielegalnego handlu narkotykami na Filipinach w samym 2010 roku szacunkowo wynosiła od 6,4 do nawet 8,4 miliarda dolarów rocznie.

Problem gangów narkotykowych działających na Filipinach w kolejnych latach stawał się, coraz bardziej widoczny. Temat ten na początku drugiej dekady XXI wieku urósł do takich rozmiarów, że zaczął był śmielej podnoszony w debatach publicznych. Część obywateli czuła, że ówczesne działania rządu i policji są niewystarczające. Wtem na scenę państwową wkroczył Rodrigo Duterte – bezkompromisowy polityk i… tyran.

Kampania wyborcza Duterte, czyli obietnica polityki bez litości dla narkomanów

W 2016 roku skończyła się kadencja prezydenta Benigno Aquino III, a jednym z kandydatów na głowę państwa był wieloletni burmistrz miasta Davao, Rodrigo Duterte. Polityk ten w swoim mieście zdążył zasłynąć jako dbający o bezpieczeństwo obywateli, a przy tym bezkompromisowy.

Duterte reprezentujący w głównej mierze światopoglądowy socjalizm, zdobył rzeszę sympatyków obietnicą zdecydowanego wyeliminowania korupcji, przestępców, a przede wszystkim gangów narkotykowych. Co warte podkreślenia, Duterte wielokrotnie podczas swoich rządów w Davao, a także podczas kampanii prezydenckiej, publicznie podkreślał gotowość do zabijania przestępców – szczególnie narkotykowych. Kontrowersyjne wypowiedzi Duterte nie przeszkodziły mu jednak w zwyciężeniu wyborów prezydenckich 30 maja 2016 roku. Populistyczny prezydent uzyskał, aż o 6 milionów więcej głosów od swojego kontrkandydata – Mara Roxasa.

Co ciekawe, już po zaprzysiężeniu – 30 czerwca 2016 roku – Duterte wyznał, że w przeszłości, w trakcie piastowania stanowiska burmistrza, zabił osobiście co najmniej trzech przestępców. Polityk dodał, że lubił pilnować swojego miasta z bronią w ręku.

To nie wszystko, bo Duterte był gotów na mordy nie tylko małej garstki osób, a milionów ludzi, czego najlepszym dowodem jest jego wypowiedź o Hitlerze i przestępcach.

Hitler zmasakrował trzy miliony Żydów… Ja z kolei chętnie bym wymordował trzy miliony narkomanów (…) – podkreślał w 2016 roku Rodrigo Duterte.

Krwawe rządy

Dla wielu ofiar niestety ówczesny prezydent Filipin okazał się człowiekiem czynu. W chwili przejęcia przez Duterte krajowej władzy, rozpoczęła się bezwzględna walka z gangami narkotykowymi. Niestety walka z przestępcami tylko z definicji, bo na polityce byłego prezydenta Filipin ucierpiało także wiele niewinnych osób.

Przywódca Filipin do realizacji swojej krwawej polityki w głównej mierze wykorzystał tzw. Szwadrony Śmierci. Organizacjata – oczywiście nieoficjalnie –  powstała przy aprobacie Duterte jeszcze w czasach jego rządów w mieście Davao. Jednak dopiero w 2016 roku urosła do wyższej rangi, stając się jednostką prezydenta i szybko okrywając się niesławą W skład prezydenckiej jednostki mającej walczyć z przestępczością wchodzili byli policjanci, dawni osadzeni a nawet płatni zabójcy. Kompetencje filipińskich oddziałów śmierci były niemal nieograniczone. Grupa ta – mająca bezwzględne zaufanie prezydenta – bez problemu mogła mordować, nie martwiąc się o żadne przepisy czy konsekwencje.

Szwadrony Śmierci

Brak określonych norm i przepisów, brak dokładnej struktury, a także brak kontroli zewnętrznej sprawiał, że filipińskie Szwadrony Śmierci przypominały bardziej grupę wyszkolonych zabójców będących na garnuszku państwa, aniżeli jednostkę specjalną walczącą z przestępczością.

Co przerażające, to fakt, iż w tamtym czasie na Filipinach wcale nie trzeba było być bossem narkotykowym albo nawet należeć do gangu, aby paść ofiarą działania szwadronów Duterte.

Samo rozpalenie małego jointa mogło być pretekstem do otworzenia ognia przez opłacanych zbirów. Od kul filipińskich oddziałów prezydenta ginęli wszyscy – mężczyźni, kobiety, dzieci i starcy. Część z nich była przypadkowymi ofiarami, które znalazły się w złym miejscu i w złym czasie.

Podczas gdy kontakt domniemanego narkomana z policją filipińską w najlepszym wypadku mógł skończyć się jedynie więzieniem, odwykiem i pobiciem, tak wpadnięcie w ręce oddziałów prezydenta często oznaczało śmierć.

Szwadrony Śmierci
Fotografia: TED ALJIBE/AFP/Getty Images

To nie wszystko, bo szwadrony były również potężnym narzędziem w rękach władzy. Brak jakichkolwiek ograniczeń sprawiał, że życie traciły osoby wrabiane w przestępstwa. Fabrykacja dowodów czy zwykłe „widzi mi się” oddziałów prezydenta były tam na porządku dziennym. Oczywiście nie potrzebny był sąd, sprawiedliwością” na Filipinach za czasów prezydentury Rodrigo Duterte były śmiercionośne kule, a te według narracji rządzących trafiały głównie winnych.

Tragiczny bilans i niewzruszony prezydent

Różne źródła podają różne szacunki dotyczące ofiar antynarkotykowej polityki filipińskiego dyktatora. Przyjmuje się, że podczas 6-letniej kadencji prezydenta Rodrigo Duterte zginęło od 7 000 do ponad 12 000 osób podejrzanych o przestępstwa narkotykowe. No właśnie, ginęli nie tylko winni, a również jedynie podejrzani. Przypadkowi ludzie, którzy weszli na linię ognia albo pierwszy raz w życiu zapalili jointa.

Warto podkreślić, że już po roku rządów krwawego prezydenta, organizacja Amnesty International, stojąca na straży praw człowieka udokumentowała szczegółowo 33 historie domniemanych przestępstw z Filipin, w których zginęło 59 osób. Organizacja, ponad wszelką wątpliwość – na podstawie badanego materiału – stwierdziła, że w analizowanych sprawach miano do czynienia z sytuacjami pozasądowych egzekucji, które wykonywane były przez funkcjonariuszy państwowych lub osoby działające na polecenie rządzących.

Oprócz Amnesty International, wiele państw  – w tym m.in. USA – i organizacji międzynarodowych, apelowało do Duterte o zaprzestanie stosowania bestialskiej polityki zera tolerancji wobec przestępców. Wszystkie prośby, listy i błagania w tej sprawie spływały jednak po rządzącym tyranie jak woda po kaczce. Na międzynarodową krytykę były prezydent reagował bowiem nie merytorycznym dialogiem, a obelgami. Nazwał m.in. papieża Franciszka sukinsynem.

Prezydent Duterte
Prezydent Duterte gotów był zabijać przestępców. Jego zdaniem był to dobry sposób na ochronę reszty państwa

Na domiar złego, były prezydent Filipin, mimo apeli dalej nie widział nic niewłaściwego w swojej polityce. Co więcej, głowa państwa pozostała niewzruszona nawet w momencie, gdy Międzynarodowy Trybunał Karny rozpoczął wstępne dochodzenie, oskarżając przywódcę Filipin o zbrodnie przeciwko ludzkości.

Co szczególnie szokujące, to fakt, iż zbrodnicza droga, jaką kroczył były prezydent Filipin, nie przeszkodziła mu w dokończeniu regulaminowej 6-letniej kadencji. Duterte w czasie swoich krwawych rządów wciąż bowiem cieszył się dużą popularnością – szczególnie wśród starszych. Dla jego zwolenników nie liczył się sposób dotarcia do celu i niewinne ofiary, a sam wynik, a ten był jasny – za czasów prezydenta Rodrigo Duterte spadła przestępczość narkotykowa na Filipinach. Terror zadziałał, pochłaniając wiele istnień.

Nowy prezydent, nowa polityka, a krwawy tyran wciąż na wolności

30 czerwca 2022 roku dobiegł kres krwawych rządów byłego burmistrza Davao. Jego miejsce w fotelu prezydenckim zajął Bongbong Marcos, który do dziś kontynuuje dzieło poprzednika w nieco zmienionej formie. Trzeba mieć bowiem świadomość, że na Filipinach wciąż trwa zażarta wojna z narkotykami. Prezydent Marcos zrezygnował jednak z usług Szwadronów Śmierci i samosądów, a postawił na policję, procesy sądowe, resocjalizację i prewencję.

Podczas gdy obecny prezydent realizuje swoją wizję polityki antynarkotykowej, tak Rodrigo Duterte spokojnie odpoczywa na emeryturze. Krwawy tyran za nic ma oskarżenia międzynarodowych sądów, wie bowiem, że na Filipinach ma status nietykalnego. I choć Międzynarodowy Trybunał Karny wznowił w 2023 roku dochodzenie ws. jego zbrodni, tak szansa na sprawiedliwe osądzenie twórcy filipińskich oddziałów śmierci jest bliska zeru. Quo Vadis świecie.

Zostaw komentarz

Twoj email nie zostanie opublikowany.

Podobne artykuły